49
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Lisette dnia Sierpień 12, 2013, 21:15:42 »
Jest to moja pierwsza seria, o skrytobójcach (zwiadowcach). Oczywiście będą też inne postacie.
A więc zaczynajmy:
Stała rozdrażniona przed obliczem władcy w tym swoim zielono-szarym płaszczu. Oczywiście nie pozwolił jej dołączyć do Mistrza. A przecież był zagrożony. Tak chciała pomóc a on nie zezwolił. Mówił że wysłał konnych. Ale co to da. Mentor był już goniony kazał jej powiadomić Króla.
-Panie, czy aby na pewno...?-nie dokończyła bo poczuła jego dotyk na swoim ramieniu.
-Evanlyn wiesz przecież że życie Sewana jest dla mnie tak samo ważne jak dla ciebie. Ale zrozum musisz odpocząć, zresztą na nic byś się zdała.-powiedział cicho.
Dziewczyna podniosła głowę. Chwilę patrzył w te jasne, miłe oczy i westchnęła. Po tych dwóch nocach w siodle rzeczywiście chwiała się i czarne plamy co chwilę migały przed jej oczami. A przed chwilą próbując wykonać ukłon mało nie straciła przytomności. Była ranna wycieńczona i zdruzgotana tym co widziała. Młoda nie miała na pewno skończonych 20 lat. Znów spróbowała się ukłonić ale gdy poczuła że nie da rady porzuciła pomysł i tylko zasalutowała. Wyszła zmierzając chybotliwym krokiem w stronę lasu gdzie wśród drzew kryła się mała chatka. Miała nadzieję że zajęto się jej koniem Gorlanem. Miał za sobą ciężką podróż. Ponuro otworzyła drzwi domu. Bardzo rzadko spędzała czas sama w tym miejscu. Skierowała się do swojego pokoju. Padła na łóżko ciężko natychmiast zasypiając. Jej sny pełne były koszmarów i lęków. Drżała i obudziła się nieomal z krzykiem 3 godziny później. Świtało już więc podniosła się. Gapiła się przez chwilę bezczynnie a po chwili wyczłapała by dowiedzieć się czegoś. Okazało się że nie ma jeszcze żadnych wiadomości. Poszła więc w stronę stajni by odnaleźć Gorlana. Zobaczyła go w jednym z boksów nakrytego derką. Podrapała konika za uszami a ten zarżał cicho. Popatrzyła w te brązowe, mądre oczy które mówiły wyraźnie
"Nie martw się, jestem pewien że wszystko będzie dobrze"
Sprawdziła czy ma dość paszy i wody. Po kudłatym, gniadym wierzchowcu nawet nie widać było zmęczenia. Odetchnęła z ulgą bo bardzo martwiła się poza życiem Mistrza czy ta wędrówka nie odbiła się na zdrowiu ulubieńca. Ale wszystko było w porządku. Usiadła na beli siana a aksamitny pysk wierzchowca połaskotał ją w ucho. Uśmiechnęła się lekko i już po kilku minutach zasnęła oparta o ścianę.