Rozdział 2 ➶
Obudziła się wolno wracając do rzeczywistości. Nie zapomniała jednak wydarzeń poprzedniego dnia. Udało jej się mimo to zasnąć bez koszmarów. Może przez towarzystwo ulubionego zwierzaka? Otrząsnęła się z siana i poklepała Gorlana po szyi. Evanlyn wyszła ze stajni i zamarła. W oddali zobaczyła znajomą postać. Ruszyła w tamtą stronę.
Chłopak z trudem przeciągnął się. Obolały ledwo przyjechał Był po długiej drodze. Sohan otrząsnął się i zauważył drobną osóbkę zmierzającą w jego kierunku. Uśmiechnął się szeroko, wiedząc już kto to.
Dziewczyna również lekko uniosła kąciki ust. Objął ją w przyjacielskim uścisku. Gdyy wreszcie puścił przypatrzyła się jego twarzy. Czuł na sobie jej spojrzenie.
-Kishan dojedzie niedługo.-odezwał się.
Doskonale rozumiał jej myśli. Zresztą widział jak się rozgląda. Ev zmieszała się. Nie chciała by on poczuł się dotknięty, niechciany.
-Wiem. Mam nadzieję że szybko-powiedziałam cicho, niemal szeptem-Alice będzie za trzy dni.
-Doskonale. Nasza paczka znów będzie cała.-Sohan wydawał się zadowolony.
Jednak coś niepokoiło go w zachowaniu dziewczyny.
-Eve, czy coś się stało?-Spytał ostrożnie.
Wiedział że gdyby bardziej otwarte pytanie płoszy przyjaciółkę i nie wyjaśni nic. Zamknie się w sobie.
-Mój mistrz. Został sam wśród nich.-zduszony głos ledwo wydobył się z ust
Spuściła głowę. Odgarnęła ciemne włosy za ucho. Sohan przypatrywał się jej z żalem. Podzielał ten ból. Chciał dać przynajmniej słowa pocieszenia ale to nic by nie dało.
-Przepraszam, jesteś zmęczony a ja zadręczam cię swoimi problemami- zakryła wszelkie emocje twardą maską. Jak zawsze.
Westchnął otworzył usta by odpowiedzieć ale przerwał mu zduszony okrzyk. Evanlyn ruszyła biegiem w stronę otwieranej bramy. Wchodził przez nią mały orszak wśród których na noszach leżał mężczyzna. Sewan.